wtorek, 20 grudnia 2011

200 pierogów i trochę uszek.

Co za weekend! Ale... od początku.

Jak pewnie wiecie jestem świeżutką mężatką. W moim domu od wielu lat nie było dużej rodzinnej Wigilii Bożego Narodzenia, bo wielu babciom, dziadkom i ciociom się zmarło i zostaliśmy sami. Jednak od tego roku nasza rodzina znów stała się wielka, a to za sprawą małego bratanka oraz bratowej, no i oczywiście dzięki rodzinie mojego męża, która jest teraz także moją rodziną. Podczas wesela moi rodzicie zaproponowali, że to oni w tym roku pogospodarzą podczas świąt. No i stało się!

Pojechałam dzień przed weekendem do domu rodziców. Kiedy już uporałam się z myciem okien, praniem firanek i doprowadzeniem do błysku łazienek oraz mojego panieńskiego pokoju zabrałam się z mamą za klejenie pierogów. Szybka kalkulacja ile ich potrzebujemy, dobieranie składników, smażenie farszu, 2 kg mąki, lepienie ciasta, wyciskanie kółek szklanką do whiskey, napełnianie farszem, zaklejanie, mrożenie... I tak cały dzień. 

Nie byłoby w tym może nic tragicznego, gdyby nie fakt, że dzień wcześniej wybrałam się na parapetówę. Degustacja domowych likierów nie służy mojej głowie. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że pierogi wyszły nieco koślawe.

Obawiam się tej Wigilii. Nagle z trzech osób robi się dwanaście.

Martwię się o atmosferę, o zderzenie różnych obyczajów bożonarodzeniowych, różnych przyzwyczajeń kulinarnych. Nic chcę, żeby było sztucznie. Ale nie chcę też oddać się w szpony spontaniczności. Nie wiem, jak będzie z prezentami. Nie wiem czy będzie nam wolno wypić lampkę wina. Nie wiem czy powinny lecieć kolędy, a może lepiej piosenki świąteczne. Nie wiem czy zaprosić gości na godzinę 18 a może to za wcześnie? Czy wszyscy lubią jabłko w sałatce jarzynowej? Czy nie będzie drażnił fakt chanukowych ciasteczek? Nic nie wiem!


14 komentarzy:

  1. Nie bój się, wszystko wyjdzie naturalnie samo z siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli rodzina męża jest w porządku to wszystko wyjdzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a będą wiedzieć, że to hanukowe? Ach jak ja bym chciała takie wielokulturowe święta! Żeby choć 1 osoba wniosła coś nowego! Powodzenia, będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasia: każda rodzina ma swoje dobre i złe strony. I moja i mojego męża. Mam nadzieję, że tak jak na weselu wszyscy wejdą w symbiozę :)

    Loretta: mama mojego męża zawsze wypytuje dokładnie o każdą potrawę, więc pewnie jej powiem, że to chanukowe...

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdzie rośnie chanuka i jak się jak się z niej robi ciasteczka? ;)

    Nie trzeba się martwić. Jeśli ludzie są fajni, to wszystko będzie im pasować i wszystko zaakceptują, a jeśli nie są fajni, to choćbyś stanęła na głowie i tak będą czynić uwagi oraz stroić miny. No, ale przecież są OK, więc - OK :)

    PS. Jeszcze jest taka sprawa, że robi się kompot z suszonych owoców, w tym gruszek. Mogą być nawet z węgierskich grusz. Ale po co? O co chodzi z tymi gruszkami? Podpowiedź nr 2 proszę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, masz rację. Jako prawdziwa kobieta mam tą okropną tendencję to wymyślania problemów. Będzie ok :) Są pierogi, więc po po prostu musi być dobrze.

    Drzewka chanukowe rozkwitają raz do roku na oknach wszystkich garbatonosych dziewczyn :) Moje dziś obrodziło pierwsze ciasteczko.

    PS. a węgierskie grusze nie mają nic wspólnego z kompotem. Za to przy ulicy ich imienia baraszkuje pewna pani.

    OdpowiedzUsuń
  7. Więc będzie jeden wielki eksperyment! A i pamiętaj, że człowiek najwięcej uczy się na błędach ;)) Błędy są ok :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że Święta to taki czas, że wszystko dobrze wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierogi po LSD - te by było dopiero koślawe...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  10. Te były po innej substancji halucynogennej. Nie mam tu na myśli jajka w likierze...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja i tak nie wiem, gdzie jest ulica imienia węgierskich grusz, nie mogę ruszyć zatem z miejsca :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Musisz ruszyć, w kierunku miejsca, gdzie zwyczajna pasta spagetti zamienia się w l´amore grande di giacomo :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. I jak udala sie 12 osobowa Wigilia? Marze o takich Swietach :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ostatecznie było 10 osób. Kilka dni przygotowań, wiele godzin przegadanych z mamą, uśmiechy przy stole wigilijnym, rozmowy ze szwagierką, od której dostałam wspaniały prezent, biegający i szalejący bratanek, pochwała naszej kuchni, 6 godzin czyszczenia srebrnych sztućców i potem ich połyskiwanie przy świecach. Było wspaniale. Nawet zapomniałam, że zabrakło śniegu :-)

    OdpowiedzUsuń