piątek, 3 listopada 2017

Ucieczki z Berlina: Stary poniemiecki domek.

Od kilku lat siostra mojego męża jest właścicielką magicznego miejsca. To poniemiecki dom niedaleko doliny Drawy i Drawieńskiego Parku Narodowego. Okolica jest piękna i zdecydowanie nieodkryta przez turystów, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej smuci. Letnie przejażdżki rowerowe zwykle odbywamy w lasach, w których spotkanie jelenia jest bardziej prawdopodobne niż człowieka. Dookoła jest pełno czystych jezior o lazurowej wodzie, można znaleźć piaszczyste i puste plaże, pływać w jeziorze, słuchając jedynie dźwięku polujących myszołowów. Powroty przez las latem obfitują w słoiki pełne jagód, a jesienne spacery w wiadra borowików i kań.



Jeździmy tam od kilku lat i obserwujemy jak przyroda zmienia się w zależności od pory roku, a dom ewoluuje zgodnie z gustem właścicielki (i zawartością portfela :D). Za domem jest brzozowy zagajnik, za nim świerkowy las. Uwielbiam wieczorem przy zachodzącym słońcu patrzeć na nieruchome drzewa, a w nocy przy świetle ogniska wsłuchiwać się w ryk jeleni i wpatrywać w gwiazdy jaśniejsze niż w mieście.



Zawsze gdy tam jestem i plewię grządki w dużym warzywniaku za domem albo zbieram malutkie i kwaśne  winogrona lub bardzo słodkie gruszki zastanawiam się jak żyli pierwsi właściciele tego miejsca. Dom powstał lub na początku XX wieku. Mieszkali w nim może wiejscy gospodarze z dwójką lub trójka dzieci. Pewnie to oni posadzili tę bardzo starą gruszę, która owocuje co roku ostatkiem sił i łamie się pod najlżejszym dotykiem. Zastanawiam się jak musieli się czuć, gdy wojna dobiegała końca, a oni musieli do kilku walizek spakować swój dobytek i wyjechać do nowego państwa, dalej na zachód. Ciekawi mnie co zastali Polacy, którzy trafili do tej małej, ale za to jak porządnie i po niemiecku zorganizowanej wioski z murowanym kościołem i hutą szkła. Czy myśleli, że to tylko przystanek na ich drodze, a może zakochali się w tej przecudnej okolicy i nie płakali za tym, co zostało setki kilometrów na wschód. Może zachwycił ich widok zielonych lasów i cudowna dolina, a na jej dnie rwąca niczym górski strumień Drawa.

Tego pewne nigdy się nie dowiem, ale nic nie szkodzi. Na pocieszenie mam kosz pełen gruszek, które rosną dzięki matce naturze i temu, kto ją posadził przy domu siostry mojego męża. Obiorę je i wrzucę do garnka z czerwonym winem i goździkami. Będą mi przypominać o ciepłych wieczorach i chłodnych porankach w tym cichym i nieodkrytym miejscu.

Sama wioska jest zupełnie niepozorna i nie oferuje wielu atrakcji dla mieszczuchów, jednak dookoła jest mnóstwo miejsc, które warto zobaczyć będąc w okolicy. Z bardziej ekstremalnych polecam spływ kajakowy rzeką Drawą, która miejscami zamienia się w rwący górski potok. Dla tych, którzy wolą przyziemne rozrywki polecam pojechać do Głuska, gdzie znajduje się nadleśnictwo, a w jego siedzibie dostaniemy świetne mapy okolic oraz dowiemy się o miejscowych atrakcjach. Stamtąd można udać się bardzo starą, poniemiecką, kamienną drogą na wzgórze i zobaczyć niesamowitą wioskę Ostrowite, która składa się kilku domków wybudowanych techniką szachulcową. Zostały one pięknie odrestaurowane i dziś są w użytku. Wierzcie mi, że gdyby nie talerze satelitarne to można by pomyśleć, że czas się tam zatrzymał na początku XX wieku! Dla leniuchów też coś się znajdzie: piękne i piaszczyste plaże nad Piaskami czyli nad jeziorem Piaseczno (w gminie Bierzwnik). Do największej można podjechać autem, jednak po drugiej stronie jeziora są całkiem dzikie i zawsze bezludne (no chyba, że spotkacie nas!) piękne plaże z płytkim wejściem do wody. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz